powtórzył swoje.
- Niech pan posłucha. Jestem współpracownicą agenta specjalnego Pier¬ ce'a Quincy'ego - spróbowała. Próba ta nie zrobiła wrażenia na srogim strażniku. - Nie chcę mieć stałego wstępu - spróbowała jeszcze raz. - Czy tu nie wydaje się jednorazowych przepustek? Dowiedziała się, że dostałaby przepustkę gościa, gdyby wcześniej podano mu jej nazwisko. Oczywiście, wraz ze stosownym zezwoleniem. 94 - Więc co, do cholery, mam teraz zrobić? Zaraz, zaraz...! - uniosła ręką widząc stanowczy wyraz twarzy wartownika. - Wiem, nie mogę wjechać na teren. Po paru kolejnych minutach słownych przepychanek ona zgodziła się, że zaczeka w samochodzie pod jego nadzorem. On zaś zgodził się, że zadzwoni do Sekcji Badań Behawioralnych i spyta agenta specjalnego Pier¬ ce'a Quincy'ego, czy zechce wyjść i spotkać się z gościem. Kwadrans później nadjechał samochód Quincy'ego. Pierce wyglądał na zmęczonego, zestresowanego i w ogóle niezadowolonego z jej wizyty. Koniec marzeń o spotkaniu, na którym biegliby do siebie z otwartymi ramionami. Rainie potulnie wyjechała za jego samochodem z bazy piechoty morskiej. Wkrótce dotarli do małego miasteczka i zatrzymali się na parkingu pewnej restauracji. - Chcę się napić kawy - powiedział, wysiadając z samochodu. - Ja też się cieszę, że cię widzę - odpowiedziała. - Często dokonujesz wtargnięcia na teren instytucji rządowych? - Nie wiedziałam, że może być tak trudno. - Rainie, to jest akademia FBI. Mamy swoje procedury i protokół. Gdyby każdy miał tu wstęp, nasza praca nie miałaby sensu. - Dobrze, następnym razem włożę najlepszą suknię koktajlową. - Chryste!-powiedział.-Czasem bywasz bardzo dziecinna. Skierował się do restauracji. Ona stała jak wryta na parkingu, zdumiona tym chłodnym przyjęciem. Po chwili ruszyła za nim. - Co się z tobą dzieje, do cholery? - zażądała wyjaśnień. Kiedy Quincy podszedł do kasy, chwyciła go za rękę. - Dwie kawy - zamówił. - Jedna czarna, druga ze zbyt dużą ilością śmietanki i cukru. - Nie potrzebuję kawy. Potrzebuję wyjaśnień. - Z kawą pójdzie łatwiej - odpowiedział i nie wydusił z siebie ani jednego słowa, dopóki kasjerka nie zjawiła się z kawą. Wtedy zaproponował, żeby wyszli na zewnątrz, do stolika wśród drzew, którego wcześniej nie zauważyła. Mieli do przejścia spory kawałek, ale i tak za mało, żeby Rainie zdążyła się uspokoić. - W porządku - ogłosiła, gdy tylko usiedli przy stole. - Quincy, co jest grane? Zacznij mówić albo obleję cię tą kawą ze zbyt dużą ilością śmietanki i cukru. Quincy podmuchał na gorący napój. Teraz widziała wyraźnie, że cienie pod jego oczami znacznie się pogłębiły, jakby nie spał od wielu dni. Zabawne, w zeszłym roku to ona wyglądała jak śmierć, a Quincy robił jej wykłady o odżywianiu i odpowiedniej ilości snu. Powtarzał jej, że stres to jeden z lepszych powodów, dla których należy dbać o stan umysłu. Ciekawe, czy dziś Quincy uznałby ten wykład za coś bardzo dziecinnego. 95 - Słyszałaś o czymś takim jak kradzież tożsamości? - spytał lakonicznie. Rainie usiadła. Zaczęła popijać kawę. Przytaknęła. - Jeden człowiek kradnie tożsamość drugiego. W dzisiejszych czasach to nie jest zbyt trudne. Wystarczy, że zdobędzie numer ubezpieczenia społecznego