- Jeśli pozwolę pani uciec, lord Kilcairn będzie bardzo nieszczęśliwy.
- A co ze mną? Mam tak wisieć? - Ciszej, jeśli łaska, panno Gallant. Pani Delacroix może panią usłyszeć. A wtedy znajdziemy się w wielkich tarapatach. Wyglądało na to, że wszyscy w Balfour House potracili rozum. - Już jesteś w wielkich tarapatach, Wimbole. Zmarszczył brwi. - Może powinienem się wytłumaczyć. - O, tak, proszę. Nigdzie mi się nie spieszy. Zaczęły jej drętwieć nogi. Znowu spróbowała przesunąć się choć o cal. - Pracuję u lorda Kilcairna od dziewięciu lat. W tym czasie byłem świadkiem różnych skandalicznych incydentów, ale milczałem. Widziałem również, że hrabia staje się coraz bardziej cyniczny i zatwardziały. - Obejrzał się przez ramię, nachylił i ściszył głos. - Nie wiem, czy pani zdaje sobie z tego sprawę, czy nie, panno Gallant, ale pani obecność wywarła na niego ogromny wpływ, przy okazji zbawienny dla całej służby. Alexandra wytrzeszczyła oczy. - Jak to? Kamerdyner westchnął. - Po prawdzie, odkąd pani się zjawiła, hrabia jest dla nas milszy. Nie, żeby wcześniej był okrutny. Raczej obojętny. - Wstał. - A teraz proszę wracać do środka. - Nie mogę. Zaklinowałam się. - A! W takim razie sprowadzę pomoc. - Nie... Gdy kroki kamerdynera ucichły, przemknęło jej przez myśl, że właściwie powinna być zadowolona. Wprawdzie siedziała zamknięta w piwnicy, ale jeszcze nigdy nikt tak się nie troszczył o jej wygodę i bezpieczeństwo. Nagle jakieś ręce chwyciły ją za kostki. Krzyknęła. - Cii - szepnął Lucien. - Zamknij drzwi - syknęła. - Nie chcę, żeby ktoś mnie zobaczył. - Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. Ciepłe dłonie zaczęły sunąć w górę, pod spódnicą. - Przestań! - powiedziała zdławionym głosem. - Najpierw ty przestań kręcić uroczym tyłeczkiem. Żałowała, że nie może zobaczyć jego twarzy. Wiedziałaby wtedy, czy się z nią tylko drażni. W tym momencie Lucien złapał ją mocno za biodra i pociągnął w dół. Odruchowo zamachała nogami, szukając podparcia. - Auu, do diaska! - zaklął Lucien i wymierzył jej klapsa. Nie zabolało, ale i tak czuła się dostatecznie upokorzona. - Nie rób tego więcej! - Kopnęłaś mnie w szczękę. - Och, przepraszam. Tym razem usłyszała cichy śmiech. - Spróbujmy jeszcze raz. Nie bój się, nie pozwolę ci upaść. Bardzo śmiało sobie poczynał i nieprzyzwoicie wykorzystywał jej bezradność, głaszcząc po nogach, ale minęły wieki, odkąd ją dotykał. Choć była na niego zła, uwielbiała jego ręce, brzmienie głosu, oczy... Przesunęła się w dół o parę cali i znowu utknęła. Lucien szarpnął mocniej. Rozległ się odgłos darcia. - Suknia mi się zahaczyła! - Owszem. Mogłaby przysiąc, że tym razem do jej nogi przytula się policzek. Zadrżała. Po chwili na wewnętrznej stronie ud poczuła delikatne muśnięcia. - Całujesz mnie? - wykrztusiła. - Tak. - Przestań. Nie mogę oddychać.