chajzer filip zona
- Zuzannę. Co ona ci wmówiła? Czekaj, sam zgadnę: że jestem zazdrosny o dziewczynki i nią? Bo czuję, że są ci bliższe? - Może tak jest. - Boże! - westchnął. - O co ci chodzi, kochanie? - spytała, siadając przy nim. - Przecież ja tylko próbuję spojrzeć na to wszystko z jakiejś rozsądnej perspektywy. Zajrzał jej w oczy. - Ty naprawdę niczego nie widzisz? - Czego, Matthew? - Prawdy. Prawdy o Flic i Imo. - Ale czemu nie spojrzeć na to z szerszej perspektywy? Czy nie o tym przed chwilą mówiłam? - Że niby one nie mają z tym nic wspólnego i to ja wymyśliłem całą tę sprawę? - No może niezupełnie wymyśliłeś... - Boże, Karo! - Matthew znów był na nogach. Krew napłynęła mu do twarzy, wszystko się w nim gotowało. W klatce piersiowej czuł piekący ból. - Matthew, proszę! Spróbujmy być rozsądni i znaleźć jakieś wyjście! - Karolina też się podniosła. - Jeśli nie chcesz Zuzanny, to chociaż... - Przestań, rozumiesz?! W tej chwili przestań! - Stało się: zaczął wrzeszczeć. - Matthew... Ani słowa! Ani słowa na temat Zuzanny! Nie w związku ze mną, dobra? Jeśli ty i twoje popieprzone córki chcecie korzystać z porad świrolożki, która wbrew wszelkim zasadom przyjaźni się z pacjentką, to droga wolna! - Wciąż krzyczał, choć miał to sobie za złe, podobnie jak wypowiedziane słowa. Z drugiej strony, ten wybuch dobrze mu zrobił. - Skoro dalej zamierzasz się oszukiwać, że Flic i Imo to grzeczne, porządne dziewczynki bez skazy, a wszystko, co się stało, jest moją winą, to nic nie poradzę... 103 - Myślę, że Zuzanna miała rację. Matthew przestał krzyczeć. Po prostu wyszedł z sypialni i ruszył na dół, nie zerknąwszy nawet na pokoje dziewczynek. - Matthew? - Sylwia stała pod drzwiami salonu. - Dobrze się czujesz? - Nie. Daleko mi do tego. Wyminął ją i pomaszerował prosto do frontowych drzwi. Otworzył je i przekroczywszy próg, cicho, bez trzaśnięcia, zamknął. A potem poszedł przed siebie. 17. Wrócił, oczywiście. Po pierwsze, niczego z sobą nie zabrał, nawet portfela, po drugie, chciał wrócić. Tamtego wieczoru w pubie powiedział Sylwii, że nie zwykł uciekać od trudności, i nadal to podtrzymywał. Może ożenił się zbyt pośpiesznie, ale miał stuprocentową świadomość tego, co robi i dlaczego. To była miłość, sympatia, a nade wszystko przemożne pragnienie, żeby być z Karoliną, choćby się waliło i paliło. Kiedy oddalał się od domu owego letniego wieczoru, głęboko urażony i wściekły, właśnie to pragnienie najbardziej doprowadzało go do szału. Czy chęć poślubienia jej nie wzięła się w przeważającej