przypomniał sobie wreszcie, jak oddycha się pełną piersią.
Jazda na motorze, gdy obejmował ją mocno, bardziej dla przyjemności niż z obawy, że spadnie... Shey była wyjątkową, atrakcyjną dziewczyną. I chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Przypomniał sobie, jak spał na kanapie w jej salonie, otulony narzutą przepojoną jej zapachem. Ze świadomością, że ona jest w sypialni na piętrze. Nie chciał być świadkiem jej mizdrzenia się do Petera, bo kiepsko się z tym czuł. Oczywiście nie powie jej tego. - Powiedzmy, że nie jestem jakoś szczególnie zachwycony. Shey mimowolnie uświadamiała mu też, że wyjeżdżając z Bostonu, zostawił tam cząstkę samego siebie - to cudowne poczucie wolności. Którego ona była uosobieniem. Tak, nie jest zachwycony. Ani trochę. Shey uśmiechnęła się szeroko. - To może znaczyć tylko jedno: że dobrze się staram. - Wygodnie ci? - zapytał Tanner. Nadal był jakby nieobecny, może zamyślony. To były pierwsze słowa, które wypowiedział do niej po tym, jak stwierdziła, że dobrze się stara. W jej zamierzeniu miał być to żart, ale Tanner najwyraźniej wziął je sobie do serca. Wprawdzie nieustannie próbowała przekonać go, by zrezygnował ze swoich zamierzeń, jednak to jego wycofanie trochę ją zdeprymowało. Nim poszła do łazienki, Tanner bez słowa podał jej jedwabną piżamę, o wiele na nią za dużą, ale gdy już się w nią ubrała, musiała przyznać, że czuła się fantastycznie i seksownie. Jedwab był wspaniale gładki, miękki i chłodny. Pełna dekadencja. Do tej pory Shey z upodobaniem ubierała się w skórę i dżins, ale teraz w skrytości ducha zaczęła się zastanawiać, czy może nie kupić sobie czegoś jedwabnego. Najlepsza będzie jedwabna bielizna. Coś, o czym nikt poza nią nie będzie wiedzieć, więc jej wizerunek twardej dziewczyny nie ucierpi. A teraz bardziej niż kiedykolwiek musi o to zabiegać. Jeśli Tanner dostrzeże jakąś rysę, może to wykorzystać. Kto wie? Jej zadaniem jest utrzymanie go z daleka od Parker i wyrobienie w nim przekonania, że nic tu nie zdziała i może spokojnie wracać do domu. Sam, bez narzeczonej. Dzisiejszy dzień okazał się znacznie lepszy, niż się na to zanosiło. Tanner świetnie sprawdził się w kawiarni, Shey nie miała z nim żadnego problemu. Wieczorna gra w pokera też była miłą rozrywką. Ochroniarze Jego Wysokości okazali się całkiem przyjemnymi ludźmi. Poza tym stanowili coś w rodzaju buforu między nią a księciem. Peter prawie przez cały wieczór z nią flirtował, ale Shey nie odbierała tego osobiście. Po prostu facet miał taki charakter, nie potrafił się powstrzymać. Trudno było brać mu to za złe. Emil też jest chłopakiem całkiem do rzeczy. No i ma zaraźliwy śmiech. Tonio wydaje się najbardziej poważny z nich trzech, ale pod koniec i on zaczął się rozluźniać. Póki Tanner ich nie