Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/gimnazjum.wegrow.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra8/ftp/gimnazjum.wegrow.pl/paka.php on line 5
lokomocji?

lokomocji?

  • Napoleon

lokomocji?

21 May 2022 by Napoleon

- Jak mam to rozumieć? Pytasz, czy potrafię zmienić się w mgłę albo zmienić kształt? - Zakładam, że możesz to zrobić. - Owszem, mogę, ale nie robię, chyba że zachodzi taka konieczność. Bardzo lubię prowadzić samochód. Wsiadaj więc i jedziemy. Kiedy wyjechała na ulicę, zerknęła na Bryana. - A ty? Co ty potrafisz jako superbohater? Przeskoczyć ponad budynkiem? - Tylko gdy zachodzi taka konieczność - odciął się. Siedział i patrzył przed siebie w zamyśleniu, coraz mocniej ściągając brwi. - O co chodzi? - Moim zdaniem ktoś z twojego bezpośredniego otoczenia musi służyć Władcy, coraz więcej na to wskazuje. Od jak dawna znasz Stacey? - Nawet nie waż się jej podejrzewać. - Czemu? Wie o tobie wszystko, zna każdy twój krok. RS 248 Potrząsnęła głową. - Nie rozumiesz. Poznałyśmy się poprzez Kościół. - Kościół? - zdumiał się. - Ty rzeczywiście nie masz o nas zielonego pojęcia - stwierdziła z irytacją. - Wybacz, ale w ciągu tych kilku wieków nie spotkałem wampirów, które chodzą do kościoła. - A ile z nich o to spytałeś? - odpaliła. Przez długą chwilę panowała cisza. - To nie Stacey - zapewniła Jessica z żarem w głosie. - Ona i Gareth czuwają nade mną od dobrych paru lat. Spojrzał na nią ponuro. - Nie możesz być taka naiwna. Co dla Władcy oznacza kilka lat? Nic. - Milczał przez chwilę, a potem gwałtownie wybuchnął: - Dobry Boże! On mnie tak nienawidził za życia, że skierował swoją furię przeciw tobie, nie tylko cię zabił, ale też chciał uczynić z ciebie równie złą istotę jak on sam, a wszystko dlatego, że cię kochałem! A teraz nienawidzi cię jeszcze bardziej... Cała ta sytuacja, w której się teraz znaleźliśmy, to moja wina - dodał z ogromną goryczą. - Powinienem był odgadnąć, że on tu się zjawi. Powinienem był osobiście czuwać przy Mary, odkąd tylko została zaatakowana. Zawiodłem tutaj i zawiodłem w Transylwanii. Ze zdziwieniem słuchała tej tyrady, wyglądało bowiem na to, że Bryan jest bardziej rozgniewany na samego siebie niż na nią. Mówił prawie tak, jakby znowu mogli być sojusznikami i walczyć ramię w ramię, jakby niemal zaczynał wierzyć, że faktycznie mogą istnieć osoby, które wewnętrznie oparły się złu, chociaż ono uczyniło wszystko, by je skazić. RS 249 - To ja zawiniłam, nie ty - odparła spokojnie. - Tylko że nasze wyrzuty sumienia w niczym teraz nie pomogą. - Słuszna uwaga. W takim razie kto? - Co „kto"? - Kto znajduje się w twoim bliskim otoczeniu i pomaga Władcy realizować jego zbrodnicze plany? Załóżmy, że to nie Stacey i nie Gareth, którzy są najbliżej ciebie. Wiem, że żadne nie jest wampirem, oboje są ludźmi. Od jak dawna ich znasz? Jessica nie odrywała wzroku od drogi.

Posted in: Bez kategorii Tagged: szybkie koki, barwy szczęścia magda, jaki kolor włosów pasuje do zielonych oczu,

Najczęściej czytane:

lko jedna dobra rzecz: załatwił tę sprawę z Lilą. Zostanie oczyszczony z zarzutów zabicia Danny'ego, gdy tylko żona George'a porozmawia z Rudym, a zrobi to, jeżeli chce, aby jej mąż zachował posadę. Fabrykę jednak zamknięto, przez to Huff zrzędził jak wariat. Chris nie mógł znieść napadów złości ojca i nachalnych reporterów, którzy dzwonili do niego co chwila, żądając komentarzy. Odizolował się więc w domku rybackim - ostatnim miejscu, w którym ktokolwiek będzie go szukał. Miejsce gwarantowało mu prywatność, ale straciło wiele ze swego uroku. Kiedyś zwykł spędzać tu miłe wieczory z kolegami, pijąc, wędkując, rozgrywając maratony pokerowe, które trwały przez cały weekend. Wszystkim podobała się prostota i sielskość obozu. Lata mijały, domek się postarzał, Chris zaś dorósł i spoważniał. Chata zaczęła chylić się ku ruinie. Może już czas, żeby ją sprzedać? Z tymi krwawymi plamami na podłodze nie będą się tu dobrze czuć ani on, ani Huff. Może zamiast tego kupią łódź albo domek plażowy. Na przykład w Biloxi, chociaż z drugiej strony Huff nienawidził Missisipi z przyczyn znanych tylko jemu. Miał... Poczuł odór Watkinsa, zanim deski podłogi na ganku zatrzeszczały pod jego ciężarem. Kilka sekund później intruz stanął w drzwiach, otwierając je z hukiem. Chris usiadł sztywno. - Nie ruszaj się, Hoyle. Nie chciałbym cię zabijać od razu. Zanim rozpruję cię od gardła do jaj, mam ci parę rzeczy do powiedzenia. W jednej dłoni Klaps Watkins dzierżył nóż. W drugiej trzymał kilka ubrań, którymi rzucił w Chrisa. Wylądowały na jego kolanach. Chris chwycił jedno z nich i gorączkowo odrzucił daleko od siebie. - Tak, tak - roześmiał się Watkins. - To właśnie wypłynęło z głowy twojego młodszego braciszka. Rozbryzgnęła się jak dynia, która spadła z plandeki ciężarówki. Chris spojrzał na niego gniewnie. - O co chodzi, Hoyle? Jesteś zbyt nadęty, żeby poznać krwawe szczegóły? Trudno, bo i tak zamierzam ci je opowiedzieć. - Watkins oparł nogę o brzeg łóżka, jakby byli starymi przyjaciółmi, którzy właśnie zamierzają uciąć sobie swobodną pogawędkę. - Mały Danny powiedział mi, że masz się z nim tu spotkać. Ostrzegał mnie, że możesz się tu pojawić w każdej chwili, więc powinienem zabrać to, co chcę i zmyć się, nim nadjedziesz i wezwiesz gliny. Boki zrywać, co nie? Myślał, że przyszedłem, żeby was obrabować. - Rozejrzał się z pogardą. - Tak jakbym chciał. To miejsce sprawia, że moja cela więzienna wydaje mi się prawdziwym pałacem. Chris przesunął się nieco bliżej do brzegu łóżka. - Nic z tego - ostrzegł Klaps. - Siedź tu i słuchaj, a jeśli spróbujesz chociażby mrugnąć, wyłupię ci oko czubkiem noża, żebyś więcej tego nie robił. Rozumiesz? - przerwał na chwilę, aby się upewnić, że groźba dotarła do Chrisa i że ten go posłucha. - Na czym to stanąłem? A, tak. Braciszek Danny. Kiedy zdjąłem strzelbę z półki, zaczął się modlić. Muszę ci powiedzieć, że kiedy wetknąłem mu lufę do ust i wreszcie się zamknął, poczułem prawdziwą ulgę. - Umilkł na sekundę i pochylając się lekko do przodu, dodał teatralnym szeptem: - Bum! - Roześmiał się znowu. - Krwawa robota, ale wszystko poszło niemal zbyt łatwo. Nawet ze mną nie walczył. To znaczy, próbował się buntować, ale nie było to nic, czego nie potrafiłbym stłumić lekką groźbą. - Tylko idiota zachowałby te ubrania. Dlaczego się ich nie pozbyłeś? - Chciałem, żebyś zobaczył, jak wygląda krew i mózg Hoyle'ów. No i proszę, co za niespodzianka! Są takie same jak u innych ludzi. - Dlaczego włamałeś się do pokoju Sayre? - Tak też myślałem, że to was zainteresuje - mrugnął i cmoknął ustami. - Ja ze swej strony ...

bardzo bym chciał, żeby Sayre zainteresowała się pewną częścią mojego ciała, jeśli wiesz, co chcę powiedzieć. - Bardzo sprytny pomysł z tą powiastką biblijną. - Też tak sądzę. Sam na to wpadłem. - Nachmurzył się nagle. - Mówisz to tylko, żeby odciągnąć moją uwagę od tego, co zamierzam zrobić. Nic z tego, kolego. Nie uda ci się. -Łypnął okiem na Chrisa i pochylil się w jego kierunku. - Dziś zabiję swojego drugiego Hoyle'a. Ale ze mnie szczęściarz. Gdy Sayre weszła do kuchni, Beck stał w kuchennych drzwiach wejściowych i przyglądał się Fritowi, który próbował złapać wiewiórkę. Miał na sobie tylko luźne szorty. Na plecach wciąż widać było sińce. Podchodząc do niego, otoczyła ramionami jego talię i pocałowała paskudne stłuczenie na ramieniu. - Dzień dobry - powiedziała. - Dobry, a robi się coraz lepszy. - Odwrócił się i przyciągnął ją do siebie, delikatnie całując w usta. Gdy skończyli, spojrzał na jej strój i uśmiechnął się. Sayre musiała włożyć jedną z jego starych koszulek, praną już tyle razy, że niemal nie można było odczytać logo Uniwersytetu Stanowego Luizjany. - Do twarzy ci - powiedział. - Tak sądzisz? - Hm - potarł wierzchem dłoni materiał na jej piersiach, Sayre sięgnęła do jego rozporka i zaczęła rozpinać guziki. Stykając się czołami, zaśmiali się nad absurdalnością swego pożądania, którego nie stłumiła nawet cała noc miłości. Frito jednak nie był zadowolony. Do obojga dotarło skrobanie do drzwi z moskitierą i żałosne piszczenie. Beck spojrzał na nią i uniósł brew. - Co o tym sądzisz? - Myślę, że nie potrafiłabym żyć z nieczystym sumieniem. - Cholera, ja też nie. - Wypuścił ją z objęć i otworzył drzwi psu, który wpadł do kuchni, chwycił jedną ze swoich piłek tenisowych i ruszył w ich stronę. Piłka wylądowała z miękkim plaśnięciem na gołej stopie Sayre. Skrzywiła się, ale poklepała psa po łbie i podziękowała za podarunek. Beck nalał sobie i jej kawy i przysiadł na stole kuchennym. Sayre przysunęła sobie krzesło, usiadła naprzeciwko Becka i zaczęła leniwie drapać Frita za uszami. - Zakochał się w tobie bez pamięci - orzekł Beck. - Powiedział ci to? - Nie musiał. Spójrz na jego pysk. Ma bzika na twoim punkcie. Rzeczywiście, pies spoglądał na nią z uwielbieniem Sayre upiła nieco kawy. - Znienawidzę siebie za to wszystko - powiedziała, wolno odstawiając filiżankę na stół. - Za ostatnią noc? - Nie. Nie żałuję ostatniej nocy. - Ja z kolei żałuję, że nie trwała dłużej. I tego, że straciłem z niej godzinę na sen. - Niecałą. - To i tak za długo. - Nawet podczas snu byłeś... - Tak, byłem - przerwał chrapliwie. - A ty byłaś taka... miękka i pachnąca. Wymienili długie, intymne spojrzenie. Potem Beck zapytał, za co Sayre będzie siebie później nienawidzić. - Za zadanie typowego pytania „po". - Pytania w stylu „co dalej"? - Rozumiem, że słyszałeś już takie pytanie wcześniej. - Owszem, ale nigdy nie zaszczyciłem go odpowiedzią. - To mój pierwszy raz. Beck zawahał się, a potem wstał i znów podszedł do drzwi kuchennych. Frito chwycił piłeczkę i poczłapał w jego kierunku, z nadzieją, że jego pan się z nim pobawi. Beck jednak stał bez ruchu, zapatrzony w przestrzeń za moskitierą. - Jeśli musisz się tak długo zastanawiać, to wystarczy za odpowiedź. - Sayre odgarnęła włosy i wstała. Beck odwrócił się szybko. - Sayre. - Nie musisz mi nic tłumaczyć, Beck, a już na pewno składać obietnic. Nie jestem głupią dziewczynką z głową w chmurach. Zeszłej nocy zareagowaliśmy akurat w taki sposób na sytuację pełną emocji i na wzajemne przyciąganie fizyczne. Zrobiliśmy to, czego pragnęliśmy, i w ciemnościach wydało się to wspaniałe. Teraz jednak nastał dzień i... - Jak możesz wątpić choćby przez chwilę, że pragnę cię bardziej niż kogokolwiek na świecie? - Jego słowa były tak nabrzmiałe gniewem, że zbita z tropu Sayre powstrzymała się od dalszego wywodu. - Zapragnąłem cię od pierwszej chwili, gdy cię ujrzałem. Od tego czasu moje pragnienie narastało przy każdym kolejnym spotkaniu. Tak też było ostatniej nocy, tak jest teraz, dzisiaj, w tej chwili. Będę cię pragnął jutro i każdego kolejnego dnia. Jednak... - Jednak gdy przyjdzie do wybrania między Huffem a mną, wybierzesz jego. - To nie jest takie proste. - Nie? - Nie. - Ja myślę, że jest. - Są rzeczy, o których nie masz pojęcia, a ja nie mogę ci o nich powiedzieć. Muszę skończyć to, co zacząłem. - Czy kiedykolwiek przestaniesz chronić Huffa i Chrisa? Jak daleko się dla nich posuniesz, Beck? Oberwałeś za nich wczoraj. Napluto ci w twarz z ich powodu. Ludzie tobą gardzą, nie ufają ci i piętnują cię, a ty znosisz to wszystko dla nich. Czy cię to nie nuży? Wpatrzył się w nią przenikliwym wzrokiem. - Nie masz pojęcia, jak bardzo. - Więc zostaw ich! - Nie mogę. - Co cię powstrzymuje? - Zobowiązanie. Moje życie jest nierozerwalnie związane z Huffem i Chrisem. Nie chcę tego, zwłaszcza po nocy, którą właśnie spędziłem z tobą, ale nic na to nie poradzę. Taka jest prawda. - Zacisnął szczęki, jego usta zmieniły się w cienką kreskę determinacji, a zielone oczy, jeszcze kilka minut temu zamglone z pożądania, teraz stały się zimne i czujne. - Najwyraźniej - wyszeptała. - Niechaj Bóg cię ma w swojej opiece. Nagle rozległ się dzwonek jego telefonu. Wytrzymał, spoglądając na nią do drugiego dzwonka, a potem zaklął pod nosem i odebrał. W miarę słuchania, wyraz jego twarzy zmieniał się jak w kalejdoskopie. - Kiedy? Gdzie? - Wyraźnie poruszony tym, co właśnie usłyszał, przesunął dłonią po twarzy. - O Boże, czy to poważne? Nie żyje? 34 Gdy wreszcie dotarli do domku rybackiego, Beck spędził sporo czasu, żeby znaleźć wolne miejsce do parkowania pomiędzy wozami policyjnymi, karetkami i innymi samochodami. Na podwórku przed chatką i na brzegu Bayou Bosquet kłębili się policjanci, sanitariusze i reporterzy z lokalnych gazet, rozmawiając z ożywieniem. Jeden z fotografów cofnął się, aby zrobić zdjęcie domkowi i nadepnął przypadkiem na wypchanego aligatora leżącego na dziedzińcu. Podskoczył ze strachu, ku uciesze swoich towarzyszy. W domku nastroje były bardziej ponure. Okręgowy lekarz sądowy nadzorował tam wyprowadzanie ciała Klapsa Watkinsa. Beck i Sayre stali na zewnątrz, kiedy pchano w kierunku ambulansu wózek z czarnym workiem. Gdy zamknęły się tylne drzwi karetki, oboje dołączyli do grupki stłoczonej wokół schodów prowadzących na ganek. Na podeście siedział Chris w towarzystwie Rudego Harpera, Wayne'a Scotta i Huffa. Był odziany jedynie w spodnie, a jego tors i nagie stopy zbroczone były krwią. W dłoni trzymał papierosa, którego zdążył wypalić do połowy. Spojrzał na Sayre i przywitał Becka słabym uśmiechem. - Dzięki za szybkie przybycie. - Dobrze się czujesz? - Trochę się trzęsę. - Uniósł dłoń trzymającą papierosa. Drżała. - Co się stało? Beck zadał pytanie całej grupie, ale pierwszy zareagował detektyw Scott. - Wedle pana Hoyle'a, Watkins wtargnął do domku rybackiego, rzucił w niego ubraniem, które miał na sobie, gdy zabijał Danny'ego, a potem zagroził śmiercią również panu Hoyle'owi. - Tamtej nocy na szosie nie bałem się go, pewnie dlatego, że ze mną byłeś - powiedział Chris do Becka. - Wydawał mi się wtedy zwykłym dupkiem. Ale dziś rano zachowywał się, sam nie wiem... jak psychopata. Naprawdę chciał mnie zabić i gdyby nie łut szczęścia, dopiąłby swego. Huff ścisnął ramię syna pokrzepiająco. Beck zadał sobie pytanie, czy tylko on widzi pistolet zatknięty za pas starego. - Watkins zachował rzeczy, które miał na sobie, gdy zabił Danny'ego? - spytała Sayre. - Przyniósł je tutaj? Szeryf Harper wskazał na brązową papierową torbę na dowody rzeczowe, która, wedle wiedzy Becka, pozwalała lepiej przechować wszelkie ślady DNA. - Dziś rano dostaliśmy również but należący do Watkinsa - opowiedział wszystkim o sprawie. - Ostrzegłem Huffa, że jeśli Klaps zorientuje się, iż pozostawił po sobie obciążający dowód rzeczowy, stanie się jeszcze niebezpieczniejszy. Prosiłem, żeby na siebie uważał. Nie udało się nam ostrzec na czas Chrisa. - Miałem wyłączoną komórkę - wyjaśnił Chris. - Byłem już zmęczony dziennikarzami nieustannie dzwoniącymi do mnie z prośbą o komentarz w sprawie zamknięcia fabryki. Kiedy tu przyjechałem wieczorem, wyłączyłem telefon. Nie wiedziałem, że muszę się mieć na baczności przed Watkinsem. - Skąd wiedział, gdzie cię szukać? - spytał Beck, - Najwyraźniej nas obserwował. Pojawił się w pobliżu twojego domu. Dopadł nas na drodze. Włamał się do pokoju hotelowego Sayre. Jeśli obserwował to miejsce, z łatwością zauważył mój samochód. - Chris skinął w kierunku porsche. - Może przyniósł ze sobą te ciuchy, żeby nas przestraszyć. Są upaćkane... - Spojrzał na Huffa i nie dokończył. - Kto wie, co nim kierowało? Nie myślał jak normalny człowiek. Dziś rano zachowywał się jak maniak. - Jak się obroniłeś? ... [Read more...]

e ponaglał... ...

Podniosłem słuchawkę. Dzwonił... Nieważne kto. Ważne jest natomiast to, iż natychmiast musiałem wyjść z domu z wyjątkowo ważnego powodu. Do domu wróciłem późno i zabrałem się za robienie porządku. Na szczęście farba rozlała się tylko na rozłożonej na podłodze folii. Sprzątania nie było więc zbyt wiele. ... [Read more...]

Księcia:

- Mam dla ciebie miłą wiadomość. Twój znajomy Pilot wciąż myśli o tobie i właśnie wypatruje na niebie naszej planety... Twarz Małego Księcia rozjaśniło ożywienie w oczach i uśmiech: ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 gimnazjum.wegrow.pl

WordPress Theme by ThemeTaste