Uwielbiała spokój wody, piękno zamieszkujących
ją stworzeń. Węgorz znów wyjrzał. Starała się nie poruszyć. Jak długo jest już pod wodą? Normalnie wytrzymywała prawie pięć minut. Teraz nie jest chyba w tak dobrej formie. Węgorz zdawał się godzić z jej obecnością. Potem... Schował się tak błyskawicznie, jakby rozpłynął się w powietrzu. Czy raczej w wodzie. Znów usłyszała szum. I zobaczyła. Srebrną smugę. Harpun. Jakiś kretyn polował tutaj, przy niej. A przecież w czystej wodzie nie mógł jej nie dostrzec! Harpun minął ją blisko, niebezpiecznie blisko. 265 Nie widziała nikogo, a przecież powinien być, na drugim końcu linki. Cholerni turyści! Może ktoś polował z wnętrza wraku? Zaczaił się tam, żeby nie płoszyć ryb? Miała już uciec na powierzchnię, gdy poczuła na plecach czyjąś dłoń. Odwróciła się przerażona. Dane. Trzymał ją za ramię, pociągając w kierunku powierzchni. Dotarli tam razem. - Dane, co ty tu, do cholery, robisz? Przestraszyłeś mnie! - Ja cię przestraszyłem? Jezu, ktoś strzela do ciebie jak do tarczy! Wracaj na łódź. - Na łódź? A ty dokąd? - Sprawdzę, kto jest na dole. Obrócił się w wodzie, żeby zanurkować. Chwyciła go za włosy. Wynurzył głowę. - Dane, chyba zwariowałeś, na dole są turyści, którzy nie wiedzą, do czego celują. Wracamy, zatelefonujemy po straż przybrzeżną. - Kelsey, wracaj, psiakrew, do łodzi. To nie turyści, puszczaj. - Tym gorzej, chyba się nie rzucisz pod wodą na kogoś z kuszą. Nie masz żadnej broni! - Kelsey, wracaj, ale już! - Nie... Już się jednak zanurzył. Nie zatrzymała go, nie mogła też jednak odpłynąć i tak go zostawić. Zanurzyła głowę i spojrzała. Ryby zniknęły. Nieruchomy wrak. Żadnego poruszenia. Nie widziała Dane'a. Sekundy mijały denerwująco powoli. Nadal go nie widziała. Żadnego znaku życia. 266 Minuty. Minęły już minuty. Był dobry, mógł bardzo długo wstrzymywać oddech. Ale go nie widziała. Jak daleko odpłynął? Gdzie jest?